Otwarcie

Tytuł filmu „Histeria – romantyczna historia wibratora” jest cokolwiek mylący. Film opowiada bowiem raczej historię miłosną z wynalezieniem wibratora w tle. „Histeria” miała premierę w Polsce 2 marca 2012 r. i już zdążyła wywołać kontrowersje. Według mnie niesłusznie. Film ten jest przesympatyczną, dobrze opowiedzianą, wartką i lekką komedią, która może spodobać się każdemu, o ile samo słowo „wibrator” nie jest dla niego gorszące. Oczywiście wszystkie babcie różańcowe, które seks, a tym bardziej rozmowy o nim i o seksualności uważają za objaw Szatana, będą piketować przed kinami. Nie ma co się jednak nimi przejmować, bo film jest, mimo prowokacyjnego tytułu, niewinny.
Poniżej recenzja „Histerii”.

Fabuła

Film rozpoczyna się od sceny, gdzie młody, postępowy lekarz, Dr. Mortimer Granville, próbuje wprowadzić w londyńskim szpitalu namiastki higieny. Niestety zmiana bandaży i oczyszczanie ran nie wydają się przełożonemu lekarzowi, który odrzuca bzdurną teorię o zarazkach, równie skuteczne jak upuszczanie krwi. Młody lekarz zostaje uwolniony od towarzystwa starszego pana, gdyż ten … wyrzuca go z pracy.
Jak się okazuje nie jest to pierwszy taki przypadek. Młody lekarz „zwiedził” w swojej krótkiej medycznej karierze większość szpitali w mieście. W końcu, w akcie desperacji poszedł żebrać o posadę u sławnego lekarza od kobiecej histerii.
W tym miejscu należy przytoczyć kilka słów o chorobie dla niezorientowanych lub dla porządku. „Histeria” to dawne określenie zaburzeń nerwicowych, które charakteryzują się nadmierną ekstrawersją, emocjonalnością, płaczliwością, demonstracyjnością zachowań. Przypisywano ją kiedyś wyłącznie kobietom i wiązano z nieprawidłowym funkcjonowaniem macicy. Zresztą te brednie słyszymy w filmie z ust szanowanego praktyka chorób kobietych, Dr. Roberta Dalrymple, u którego zaczął terminować Mortimer.
Cały urok filmu „Histeria” polega na dwuznacznych sytuacjach i skojarzeniach. Widzimy budowane w poszczególnych scenach napięcie, które nie przytłacza i pozwala filmowi zachować niezwykłą lekkość. W żadnym momencie nie jesteśmy filmem zmęczeni. Bawi już scena na początku filmu, gdy stadko wyposzczonych pacjentek, które czekają na „masaż relaksacyjny” (polegający nota bene na masowaniu wnętrzna waginy aż do osiągnięcia tzw. paroksyzmów) wykonywany przez doktora jego własną prawicą, z radością wita wzrokiem młodego asystenta. Świeża krew przyciąga wkrótce do gabinetu rzesze pacjentek.
Zadziwiające jest, że w toku historii leczenia histerii nikt nie zwrócił uwagi, że najczęściej zaburzenia te występowały u wdów i … zakonnic. I to pomieszanie kobiet faktycznie cierpiących na zaburzenia nerwowe i pacjentek zwyczajnie niezaspokojonych seksualnie jest źródłem wielu dowcipów.

Kobieta w fabule

Kobieta nie jest teoretycznie główną postacią tego filmu. Jednak film jest w dużej mierze o kobietach i przede wszystkim o kobiecych potrzebach. Niestety kobietom przez długi czas w historii wmawiano, że nie mają prawa do orgazmu, albo wręcz, że kobieta nie może go mieć. W ten sposób pozbywano się problemu i można było w pełni dostosować stosunek seksualny do potrzeb mężczyzny. Wiele kobiet bardzo cierpiało z powodu niezaspokojenia swoich pragnień. W dodatku religia i dominująca moralność kazały im upatrywać w cielesnej rozkoszy grzechu. Film nie wchodzi w tak głębokie analizy. Sygnalizuje jednak pewne zjawiska i robi to w sposób wystarczający na potrzeby komercyjnej komedii, nie spłaszczając jednocześnie tematu.
Prawdziwym jednak smaczkiem filmu jest kontrast, jaki przedstawiają córki doktora Dalrymple. Jedna – Emily Dalrymple, jest wzorem wymarzonej, angielskiej małżonki. Nie interesuje się niczym niestosownym, tylko modnymi (frenologia), przystojnymi zajęciami, jest pięknie ubrana i ufryzowana, grzeczna, skromna i spokojna. Wcielenie wszelkich cnót. Zauroczony słodką panną Dalrymple młody Granville czekając w poczekalni na rozmowę o pracę, pogląda ją przez szparę w drzwiach. W tym czasie z gabinetu wybiega ubrana jak robotnica, młoda, wzburzona kobieta. Doktor Dalrymple stwierdza podniesionym głosem, że jest to niezwykle ciężki przypadek histerii. Jak się potem okazuje tą kobietą jest drugą córka lekarza, Charlotte Dalrymple.
Charlotte to sufrażystka prowadząca szkołę dla dzieci robotników. Wprowadzająca higienę, edukację, wierząca w zarazki, stanowiące wówczas najnowsze odkrycie, któremu nie dawało wiary wielku ówczesnych lekarzy, stanowiła chwalebny, ale jednak odosobniony przykład kobiety z wyższej sfery, która trudni się czymś bardziej konstruktywnym niż pasożytnictwem i zabijaniem nudy.
Łatwo jest sobie wyobrazić, która z córek jest faworytą ojca. Oczywiście nie jest to socjałka i sufrażystka. Relacje Charlotte i ojca są bardzo napięte. Lekarz próbuje swoją córę wszelkimi sposobami „nawrócić” na właściwą drogę. Bezskutecznie. W końcu, by sprowadzić ją do domu, ucieka się do drastycznych środków. Upór obojga i narwana natura „córy marnotrawnej”, sprawia, że ta ostatnia w końcu ląduje w więzieniu.
I oto w kluczowym momencie filmu na ratunek Charlotte przychodzi Mortimer,
Oczywiście wszystko kończy się szczęśliwie. Od przewidywalnego, bajkowego zakończenia ciekawsze jest jednak przejrzenie na oczy, którego doświadcza Emily. Kto wie, może została jedną z sufrażystek?
Co do samej historii wynalezienia wibratora, to jest ona źródłem wielu zabawnych scen. Droga do wynalezienia tego małego urządzenia, jak się można domyślić, była trochę przypadkowa, trochę wypadkowa, ale ostatecznie uwieńczona sukcesem. Zabawy Mortimera z miotełką do kurzu, wynalezienie elektryczności wespół z zapałem escentrycznego arystokraty dają w dobie raczkującej produkcji przemysłowej niewyobrażalne rezultaty.

Na koniec

W trakcie napisów końcowych na ekranie pojawiają się poszczególne modele wibratorów udoskonalane na przestrzeni lat. Te kolorowe zdjęcia czynią zadość tytułowej obietnicy, że film opowie historię wibratora. Film tak naprawdę dotyczył czegoś trochę innego, ale z korzyścią dla samego filmu. „Histerię” dobrze jest oglądać w kinie, gdzie można usłyszeć nieustające salwy śmiechu i pojękiwania widowni.